sobota, kwiecień 27, 2024
niedziela, 01 kwiecień 2012 20:53

Ostatni maj…

Była sobota, maj, śliczne słońce… wstałam rano i szykowałam śniadanie dla siebie i dla Jarka. Otworzyłam okno, wdychając wiosenne powietrze… W najbliższych miesiącach czekał nas ślub, wesele…byłam taka szczęśliwa. Kochałam go odkąd go zobaczyłam. Właśnie minęła 3 rocznica naszej miłości… Jarek spokojnie zaczął się budzić, kiedy wskoczyłam z uśmiechem na kołdrę, witając go całusami.
Poprosiłam, żeby pojechał odebrać mój płaszcz z pralni, bo leży tam już tydzień czekając na właściciela… Nie chciało mu się, ale czego my dla siebie nie robiliśmy…. Obiecałam za to pyszny obiadek- nasze ulubione spaghetti i tiramisu na deser. Nie mógł się oprzeć pokusie… Siedzieliśmy jeszcze przy śniadaniu, kiedy zapytał, czy na pewno potrzebuje dzisiaj ten płaszcz. Nie potrzebowałam, ale dzwonili już za mną, więc dobrze, żeby go jednak odebrał...  Dla Ciebie wszystko- powiedział i dał mi całusa , ubierając bluzę.
Wyskoczyłam do warzywniaka na osiedlu po świeżą bazylię i pomidory na nasz obiadek…w międzyczasie zadzwonili z drukarni, żeby podjechać i zobaczyć zaproszenia ślubne…Zostawiłam to na przyszły tydzień. Tyle spraw, ale zarazem tyle radości. Jarek nie miał łatwego dzieciństwa. Wychował się w bardzo skromnych warunkach i do wszystkiego chciał dojść własną, uczciwą pracą. Nigdy nie zgodził się pójść na łatwiznę, nie przyjął propozycji kumpli, żeby zarabiać dużo i szybko na sprzedaży narkotyków. Nie chciał robić tego dzieciakom i młodzieży pod szkołą, wiedząc, że mają wystarczająco wiele problemów .  To był typ, który był podziwiany przez kumpli, a zarazem nie ulegał propozycjom, które mu nie odpowiadały. Oboje swoje przeszliśmy- ja straciłam mamę, kiedy miałam 13 lat. Zostałam z tatą i siostrą. Depresja ojca, nasze dorastanie…kiedy poznałam Jarka, zrozumiałam, że w końcu mój los się odmienia, że otrzymałam tak wielkie szczęście chyba w rekompensacie za dotychczasowe łzy. On mówił : daj spokój, nie wracajmy do smuteczków. Bierzemy się pynia w garść i działamy..

Weszłam do domu i wrzuciłam makaron do garnka, a pomidory i zioła na patelnię. Pachniało pięknie… Wyjęłam z lodówki deser, przygotowałam talerze i ułożyłam sztućce na stole. Zadzwonił tata Jarka, zapytać, czy naprawiliśmy samochód. Powiedziałam, że jest na chodzie, bo Jarek nim pojechał. Nie odbiera- odparł ojciec. Pewnie jest w pralni. To zadzwoni jak będzie wolny – odparłam spokojnie i pożegnałam się. Usiadłam i zaczęłam czytać Sycylijczyka Mario Puzo, na którego ostatnio nie miałam czasu. Jaki piękny dzień i okres w moim życiu- pomyślałam.  
Około 14 wykręciłam do Jarka trzeci raz. Bez odpowiedzi. Zawsze oddzwania, a przede wszystkim nie zostawia nigdzie telefonu… Za dużo godzin go nie ma. Jeszcze spokojnie, ale z lekkim niepokojem obdzwoniłam znajomych, u których mógł coś załatwiać przy okazji. Nie było go nigdzie. Telefon do pralni i pytanie o Jarka zmieniło wszystko… Tak, płaszcz odebrany. Tu, za skrzyżowaniem policja i straż sprzątają…straszna tragedia…proszę tam zadzwonić. Słucham? Po co mam dzwonić na policję – zapytałam. Bo ten Pan, który odbierał płaszcz…no jechał przepisowo, ale na skrzyżowaniu, na czerwonym świetle wjechał w niego sportowy samochód…nic nie wiem więcej, tyle widziałam od nas… Proszę zadzwonić, jak go Pani zna…. Głucha cisza w mojej głowie. To pomyłka. Nie, to nie on. On już jedzie. Zaraz zjemy spaghetti. Tak, zaraz razem zjemy… tak jak stałam, tak pobiegłam na najbliższy komisariat. Dwie godziny i okazało się, że Pan Bóg zrobił mi niesamowity żart. Dał i zabrał życie…moje życie. Zostawił wielkie poczucie winy, wielką samotność i chęć odejścia za ukochanym… Talerze stały jak na obiad, spaghetti pachniało, wiosna nie przestała kwitnąć na łąkach i w sercach…zakochani na ławkach w parku. Moje zaproszenia, suknia….mój Jarek odszedł. Dlaczego on? Dlaczego my – pytam i nikt nie odpowiada. Jechał spokojnie i przepisowo. Na zielonym świetle  ruszył przez skrzyżowanie… nie mógł uciec, kiedy z boku, na swoim czerwonym wjechał w niego pijany kierowca..
1 promil za dużo…ten promil zabrał mi wszystko. Dziś otwieram oczy i szukam go z boku…miejsce jest zimne.. Jarku, czekaj na mnie. Niedługo przyjdę. Wiem, że nie chciałbyś tego. Wiem, że mówiłbyś : pynia, przestań i działaj. Wiem, że tyle byś zrobił…Dziś stoję nad grobem, patrzę na Twoje zdjęcie… zimno mi i tęsknię. Czekaj na mnie. Niedługo przyjdę….

Ania straciła narzeczonego w wypadku, który spowodował pijany kierowca. Nie jest jedyna.  Następny może być Twój mąż, Twoja ukochana, Twój synek lub córeczka… Nie pozwól na to. Reaguj. Widzisz pijanego kierowcę- dzwoń na 112.  To my decydujemy o naszej rzeczywistości. Ani nie można przywrócić ukochanego, ale kolejne osoby mogą zachować najbliższych.  Zawsze reaguj.