piątek, marzec 29, 2024
poniedziałek, 22 październik 2012 15:22

Carmex – od 75 lat na ustach wszystkich!

W latach trzydziestych ubiegłego wieku niejaki Alfred Woelbing z Milwaukee w stanie Wisconsin nieustannie cierpi z powodu popękanych ust i opryszczki. Wszak Wisconsin leży na północy USA, gdzie mroźne zimy i silne wiatry znad wielkich jezior nie mają litości dla delikatnej, nieosłoniętej skóry. Zdarza się nawet, że zamarza potężny wodospad Niagara! Jakby wiatru i mrozu było mało, Alfred traci pracę.

Nie załamuje się jednak. Przeciwnie. Postanawia wziąć sprawy we własne ręce i wykorzystać zdobytą wcześniej wiedzę z dziedziny kosmetologii. W imię zawsze gładkich ust rozpoczyna w  ciemnej piwnicy swojego domu tajemnicze eksperymenty z masłem kakaowym, woskiem i lanoliną. Pracuje dniami i nocami przez wszystkie zimowe miesiące, w ciszy i skupieniu.

W końcu, pewnego pięknego, wiosennego poranka okolicznych sąsiadów budzi dobywający się gdzieś z dołu okrzyk zwycięstwa. Alfred stworzył Carmex. Balsam okazuje się być na tyle skuteczny, że jego wynalazca postanawia zacząć na nim zarabiać i sprzedaje go z bagażnika własnego samochodu. Promocja nie jest mu potrzebna. Fama o magicznym specyfiku rozchodzi się po stanie niczym ta o zniesieniu prohibicji. Po kilku tygodniach skrzynka pocztowa w domu państwa Woelbingów zaczyna pękać od spływających z aptek zamówień. Od tego momentu Carma Laboratories, bo tak pan Alfre i jego żona nazywają swoją firmę, rozwija się z prędkością najszybszego wówczas automobilu.

Po wojnie państwo Woelbing kontynuują produkcję. Nadal w domowej kuchni. Ich podstawowe narzędzia to kuchenka, rondelek i lejek. W rondelku podgrzewają składniki, a następnie przez lejek napełniają słynne słoiczki z żółtą nakrętką. Sława o panaceum na spękane wargi dociera do coraz częściej całujących się na wielkim ekranie gwiazd Hollywood. Popularność Carmexu zaczyna przerastać skromne możliwości produkcyjne domu państwa Woelbingów.

Czas założyć fabrykę. Zakład powstaje w Wauwatosa, zachodniej dzielnicy Milwaukee, w stanie Wisconsin. Codziennie rano w fabryce zjawia się Alfred i wraz z zatrudnionymi robotnikami ręcznie rozlewa Carmex do szklanych słoiczków. Trwa to aż do roku 1973, kiedy idący z duchem zmieniających się czasów syn Alfreda, Don, wprowadza automatyczna linię produkcyjną.

Zamówienia napływają już z całych Stanów. Po trzech latach fabryka w Wauwatosa nie jest już w stanie sprostać rosnącej popularności Carmex. Powstaje więc kolejna, we Franklin, również w Milwaukee. Ta fabryka funkcjonuje do dziś.

Czasy się zmieniają, nadchodzą kolorowe lata osiemdziesiąte. Balsam zaczyna być nalewany do miękkich, plastikowych tubek, a potem pojawia się również w sztyfcie.

Jednak klasyczne słoiczki z żółta nakrętką są wciąż obecne na rynku. W 1998 rokufarmaceuci ogłaszają Carmex najczęściej rekomendowanym balsamem do ust. Carma Laboratories otrzymuje prestiżową nagrodę magazynu Pharmacy Times i od tego momentu będzie ją otrzymywać co roku przez kolejne 13 lat! Co więcej, dzień 19 lipca zostaje oficjalnie ogłoszony w stanie Wisconsin Dniem Urodzin Carmex.

Panaceum na spękane wargi zaczyna docierać niemalże do każdego zakątku świata.

W 2001 roku umiera Pan Alfred. Dożywa stu lat. Pracował aż do 96 roku życia osiem godzin dziennie. Przyjazna atmosfera, jaką stworzył w firmie odczuwalna jest do dziś. Na straży tradycji Carmex Laboratories stoją bowiem wnukowie Pana Alfreda. Jeden z nich, Paul Woelbing, w maju odwiedził Polskę: Jesteśmy najdłużej działającą rodzinną firmą kosmetyczną w USA. Jestem bardzo dumny, gdyż …nadal jesteśmy rodziną! To jest najważniejsze.

W tym roku przypada 75 rocznicy powstania Carmex. Z tej okazji w Polsce pojawiły się dwa nowe smaki balsamów: kojący jaśmin z zieloną herbatą oraz odświeżająca mięta.

Dostępne są również tubki z balsamem o smaku wiśni i truskawki, a także klasyczny sztyft oraz balsam z efektem satynowego połysku Moisture Plus Clear i Moisture Plus Pink o delikatnym, różowym blasku. W sprzedaży oczywiście jest również słynny słoiczek z żółtą nakrętką. Tą samą, którą Alfred 75 lat temu przykręcał do pierwszego słoiczka w piwnicy swojego domu.